fbpx

Przewodnik po zdrowym stylu życia inny niż wszystkie.

Sprawdzony, prosty przepis na to, jak zaszczepić dbanie o formę w codzienności niemal każdej osoby.

Stworzony z myślą o tych, którzy większość czasu spędzają za biurkiem.

Jeśli szukasz cudownego sposobu na kondycję sportowca lub sylwetkę modelki, NIE KUPUJ TEJ KSIĄŻKI.

No chyba, że chcesz wziąć się za siebie i w końcu skutecznie coś ze sobą zrobić…

Trening Minimalny - Paweł Adler

Doskonałość osiąga się nie wtedy,
kiedy nie można już nic dodać,
ale kiedy nie można odjąć.

Antoine de Saint-Exupéry

Doskonałość osiąga się nie wtedy,
kiedy nie można już nic dodać,
ale kiedy nie można odjąć.

Antoine de Saint-Exupéry

Skoro jesteś tutaj...

 

… to znaczy, że serio traktujesz temat rozwoju osobistego. 

Bo dbanie o siebie, wbrew stereotypom, zaczyna się od ciała. 

Trening Minimalny to nie jest poradnik dietetyczny ani podręcznik kulturystyki. 

Trening Minimalny to system myślenia. 

Sposób na to, jak zaszczepić dbanie o kondycję w codzienności niemal każdej osoby. 

Mój pomysł na dbanie o formę. 

Efekt wieloletniej amatorskiej praktyki. 

Bez lania wody. 

Bez pseudonaukowych teorii. 

Samo gęste. 

To, co działa. 

Czytasz i stosujesz na własną odpowiedzialność. 

Zalecam codziennie.

… to znaczy, że serio traktujesz temat rozwoju osobistego. 

Bo dbanie o siebie, wbrew stereotypom, zaczyna się od ciała. 

Trening Minimalny to nie jest poradnik dietetyczny ani podręcznik kulturystyki. 

Trening Minimalny to system myślenia. 

Sposób na to, jak zaszczepić dbanie o kondycję w codzienności niemal każdej osoby. 

Mój pomysł na dbanie o formę. 

Efekt wieloletniej amatorskiej praktyki. 

Bez lania wody. 

Bez pseudonaukowych teorii. 

Samo gęste. 

To, co działa. 

Czytasz i stosujesz na własną odpowiedzialność. 

Zalecam codziennie.

Paweł Adler

Rób swoje i obserwuj efekty.

Bez oczekiwania na oklaski.

Geneza

Na początku było ciało

1. WPROWADZENIE

Trening Minimalny nie jest efektem kursów, studiów, pracy dyplomowej czy habilitacji.

W pewnym sensie zrobił się sam.

 

Zaczęło się nietypowo.

Jakieś pięć lata temu – rok po tym, jak doprowadziłem swoją kondycję do obecnego stanu – zacząłem słyszeć słowa uznania dla mojej sylwetki i systemu ćwiczenia.

Od różnych osób. Od małolatów po emerytów. Zwykle od facetów.

Z pewnością przyczyniła się do tego moja natura, zgodnie z którą nie umiem przejść obojętnie obok człowieka, któremu dzieje się lub może stać się krzywda.

 

Niestety – nagminną praktyką instruktorów w siłowniach jest skupianie się na sprawności sprzętu i układaniu ciężarów na stojakach zamiast na trenujących.

Wielokrotnie celowo kaleczyłem technikę wykonywania ćwiczeń, żeby poddać próbie spostrzegawczość personelu.

Przypadki interwencji instruktorów da się policzyć na palcach jednej ręki emerytowanego stolarza…

Wiele razy zdarzało mi się podpowiadać znajomym i nieznajomym z siłowni jak wykonywać ćwiczenia. W takich sytuacjach zwykle dochodziło do wymiany kilku zdań i… pozytywnych uwag na temat mojej sylwetki.

 

Odpowiedź na pytanie o częstotliwość treningów („Dwa razy w tygodniu…”) zawsze skutkowała zdziwieniem i serią kolejnych pytań.

 

Nie mam urody modela, dlatego przyjmowaniu komplementów zawsze towarzyszył zdrowy dystans.

Jeśli jednak coś zaczęło się powtarzać, to należało się nad tym przynajmniej trochę zastanowić.

Efekty tego zastanawiania zacząłem rozkładać na drobne, spisywać, porządkować i… w końcu (wszystko) nazwać.

 

Tak urodził się Trening Minimalny.

Nie jestem sportowcem ani nawet trenerem personalnym.

Jestem praktykiem z ponad dwudziestoletnim stażem w świadomym dbaniu o kondycję fizyczną.


Ogólniak na prowincji.

Akademia wojskowa w stolicy.

Ponad 20 lat za różnymi biurkami.


Żeby dostać się do akademii, trzeba było zrobić formę.

Żeby skończyć akademię, formę trzeba było trzymać.

Żeby służyć ojczyźnie, wystarczyło co jakiś czas o formie sobie przypomnieć.

W korporacji o formie wypada rozmawiać, regularnie opłacać pakiet sportowy i… nie robić nic.


Półki z prasą uginają się pod ciężarem kolorowych magazynów, których okładki zdobią profesjonalnie wyfotoszopowane sześciopaki.

Kto jest na tych okładkach?

Sportowcy, aktorzy, celebryci.

Jak by na to nie spojrzeć – ludzie, którzy pracują (a przynajmniej zarabiają) ciałem.

Ludzie, którym rynek płaci za utrzymanie ciała w ponadprzeciętnej formie.


Z rozmów z twarzami z okładek płynie zwykle komunikat: „To nic takiego… Siłownia i trening to mój warsztat pracy…”.

Albo: „Nie jest lekko, ale (jakoś) daję radę…”.


Za każdym z tych komentarzy stoi zazwyczaj kilka osób.

Dietetyk, trener personalny, fizjoterapeuta, ze specjalistą od PR-u włącznie.


Ile ma to wspólnego z sytuacją zwykłego czytelnika?

Niewiele.

A w zasadzie nic.

Z filmów porno trudno czerpać wartościową wiedzę o intymności.

Podobnie jest z dbaniem o formę.


Zapraszam do mojego świata.


Treningu dostosowanego do współczesnego trybu życia.

Treningu sterowanego zdrowym rozsądkiem.

Treningu nastawionego na uzyskanie maksymalnych efektów możliwie niewysokim kosztem.


Witam w świecie Treningu Minimalnego.

Nie przez przypadek największym zainteresowaniem wśród lektur szkolnych cieszą się streszczenia. Chociaż nauczyciele cisną, żeby czytać wszystko od deski do deski, wystarczy opracowanie, żeby pozytywnie zaliczyć nawet poważny egzamin.


Podobnie jest ze zdrowym stylem życia.

Publikacje branżowe skupiają się na maksymalnie szerokim, wszechstronnym traktowaniu tematu.

Zróżnicowane diety, systemy treningowe, nowe dyscypliny sportu…

Można oszaleć.


Jak wybrać coś dla siebie…?

Trening Minimalny – jak sama nazwa wskazuje – to podstawa podstaw.

Fundament samodzielnego dbania o formę.


Trening Minimalny można modyfikować i rozwijać na tysiące sposobów,
ale zredukować go po prostu się nie da.


Trening Minimalny to nie jest biblia sportowca.

Trening Minimalny to dekalog zdrowego trybu życia zwykłego człowieka.

Już widzę rozpacz na twarzach intelektualistów czytających tytuł tego rozdziału i… bynajmniej nie czuję zażenowania.

Zanim wyjaśnię, proponuję wyobrazić sobie poziom rozważań intelektualnych i wypowiedzi wszystkich potencjalnie zrozpaczonych w dniu ataku rwy kulszowej lub zauważenia objawów stanu przedzawałowego…


Żyjemy w erze informacji.

W czasach, w których zdolności intelektualne decydują o naszym społecznym być albo nie być (a raczej mieć więcej czy mniej).

Fizyczność zatraca swój praktyczny wymiar.

O przetrwaniu decyduje dziś wyporność karty kredytowej, nie zdolność upolowania sarny czy pokonania niedźwiedzia.


Rozpędzeni w procesie zdobywania kolejnych kompetencji, tytułów naukowych, certyfikatów, dbanie o ciało lokujemy w sferze wypoczynku i rekreacji, czyli… nigdzie.

Tak jak pracę i codzienne obowiązki potrafimy zaplanować z dokładnością do pojedynczych godzin, tak czas wolny pozostaje jednym wielkim spontanem.

Spontanem, w którym gdzieś tam od czasu do czasu pojawia się aktywność fizyczna.


Niestety – świadomość wyższości (a raczej pierwszeństwa fizyczności przed rozumem) uzyskujemy zwykle dopiero wtedy, kiedy ciało z jakiegoś powodu wysiądzie.


Mówiąc najprościej: warto dodać dbanie o organizm dodaj do listy codziennych obowiązków, zanim ciało samo wyznaczy pokutę za grzech zaniedbania.

Na nic najlepsze tytuły i certyfikaty, kiedy fizyczność odmówi współpracy.

Zmagania z własną fizycznością to najbardziej bezkompromisowe z wyzwań, z którym człowiek można się zmierzyć.


Cokolwiek robisz, wszystko zależy tylko od ciebie.

Czynniki zewnętrzne oczywiście istnieją, ale to ty decydujesz o wszystkim.


Nieprzygotowane jedzenie, odpuszczony trening, zarwana noc…

Nie ma innej osoby odpowiedzialnej poza samym sobą.

Czy Trening Minimalny jest dla każdego?

W zasadzie tak.

A na pewno jest dla każdego, kto większość czasu spędza w pozycji siedzącej.


Trudno oczekiwać, żeby po ośmiu czy dziesięciu godzinach harówki fizycznej budowlaniec szedł do siłowni przerzucić kolejnych parę ton ciężarów.

Ale bardzo dobrze wiem, że sto procent osób pracujących za biurkiem potrzebuje ruchu, żeby w wieku 40 lat nie mieć postury i dolegliwości typowych dla emeryta.


A statystycznie żyjemy przecież coraz dłużej…


To, co istotne: w Treningu Minimalnym nie chodzi o kopiowanie jeden do jednego mojego podejścia.

Chodzi o zastosowanie na własny użytek mechanizmów działających praktycznie w każdym procesie wdrażania zmiany.

Chodzi o zbudowanie wysokiej samoświadomości i zapanowanie nad samym sobą.


Trening Minimalny kręci się wokół ciała, ale zmiana ciała tak naprawdę stanowi jedynie najbardziej widoczny efekt skutecznego zapanowania nad umysłem.

Wypracowanej samokontroli.


W każdej dziedzinie można szukać szukać usprawiedliwienia dla porażki w otoczeniu zewnętrznym.

W konfrontacji z własnym organizmem – z wyjątkiem sytuacji chorobowych – nie ma zmiłuj.

To ty decydujesz o wszystkim.


Zmień ciało, a zmienisz życie.

Wszystko zależy od ciebie.

Tytułowe sformułowanie jest od lat moim wiernym przyjacielem.

Skąd się wzięło?

Z umiejętności obserwacji i z zamiłowania do łączenia faktów.

Z lektur na temat sprzedaży, budowania relacji, psychologii i szeroko rozumianego samorozwoju.


Życie jest proste.

Nie wymaga dyplomów ani tytułów naukowych.


W większości codziennych spraw posługujemy się uproszczeniami i minimalnym poziomem wiedzy, żeby coś ogarnąć.

Wiele bardzo podstawowych prawidłowości w życiu po prostu działa.

Bez konieczności ubierania ich w naukowe lub, co gorsza, pseudonaukowe teorie.


Trening Minimalny zdejmuje z branży zdrowotno-fitnessowej całą nadzwyczajną nadbudowę.

Celem Treningu Minimalnego jest ośmielić zwykłych ludzi do zadbania o siebie.


Nie musisz mieć grubego portfela, żeby poprawić sylwetkę.

Nie potrzebujesz trenera personalnego, żeby zbudować formę.


Niczego nie musisz.

Masz po prostu chcieć.


Wtedy ze sobą możesz zrobić wszystko.

Mieszankę.

Nie wybuchową.

Nie rewolucyjną.

Mieszankę na miarę obecnych czasów, czyli produkt typu smart.


Wiedzę i wskazówki treningowe z 20 lat dbania i (być może przede wszystkim) niedbania o kondycję.

Nie eksperta.

Zwykłego człowieka robiącego coś z pasją.

I ze zrozumieniem.

Praktyka, który nie spędza na siłowni każdej wolnej chwili.


Nie przeczytasz, że dzięki moim radom endorfiny wyskoczą ci uszami i zbudujesz kondycję olimpijczyka.


Przeciwnie.


Dowiesz się, jak możliwie najmniejszymi nakładami osiągnąć nie maksymalne, ale doskonale zauważalne – i trwałe! – efekty.


Nie tworzę sztucznych reguł, zasad typu „pięć pe”, „dziesięć wu”, „siedem ka”.

Tu nie ma wiedzy objawionej.


Dzielę się najbardziej zdroworozsądkowym, otwartym podejściem, które jest skuteczne.


Dzielę się podejściem, które działa.

Moja przygoda z siłownią zaczęła się w średniej szkole.

Miałem 16 lat i o karnecie do klubu mogłem co najwyżej pomarzyć.

Na rodzinnym zadupiu nie było żadnej siłowni.

A nawet gdyby była, to i tak nie znalazłbym sposobu, żeby namówić rodziców na płacenie za pakernię.

Budynek gospodarczy na podwórzu u kolegi, ciężary z ołowianego złomu odlane w garnkach, ławeczka z deski i kawałka wykładziny, obowiązkowo plakaty Arnolda na ścianach…

Tak to się wszystko zaczęło (Tomek, jeszcze raz dziękuję!).


Od tamtego czasu przechodziłem różne okresy.

Budowanie masy.

Robienie rzeźby.

Odchudzanie.

Rozwijanie siły.

Siłownia jako uzupełnienie treningu sztuk walki.


Z suplementacją.

Bez suplementacji.

Z dietą.

Bez diety.


Bywały okresy niezwykle intensywnych treningów, ale zdarzały się też beznadziejnie długie przerwy.

Dominowała ogólna nieregularność.


Z siłownią zaprzyjaźniłem się na dobre wtedy, kiedy po raz pierwszy zawziąłem się, żeby zgubić kilkanaście kilogramów, z którymi zwyczajnie źle się czułem.

Po raz pierwszy podjąłem trening wyłącznie dla poprawienia samopoczucia.

Zacząłem trenować nie po coś, ale dla samego siebie.


W Treningu Minimalnym najwyżej cenię poczucie kontroli nad najważniejszym z zasobów – własnym ciałem.

Poświęcanie się wyłącznie ciału to zdecydowana przesada, ale brak dbania o ciało to poważny życiowy błąd.


Tym bardziej, że istotą Treningu Minimalnego nie jest wyłącznie ciało.

Chodzi o samoświadomość i samokontrolę, które prowadzą do wypracowania mechanizmów przydatnych na znacznie szerszym polu niż zmagania z własną fizycznością.


Początki będą trudne, ale kiedy zobaczysz efekty… wystarczy nie zaprzepaścić świetnie wykonanej roboty.

I o to właśnie chodzi – o praktykę na co dzień.

Rób swoje i nie odpuszczaj.

Kiedyś świat był znacznie bardziej fizyczny.

Większość ludzi pracowała dosłownie własnymi rękami, wykonując mniej lub bardziej męczące zajęcia.

Zajęcia, które w naturalny sposób wymuszały dobrą kondycję fizyczną.

Najbardziej zaskakujące jest to, że wspomniane „kiedyś” oznacza niewiele więcej niż 50 lat temu.


Od czasu rewolucji komputerowej, czyli przez ostatnie dwie – trzy dekady, utknęliśmy za biurkami na dobre.

Nie ruszamy się.


Kiedyś główną przyczyną wizyt u ortopedy lub kręgarza było przeciążenie związane z nadmiernym wysiłkiem.

Dziś większość dolegliwości fizycznych wynika ze skrajnego osłabienia mięśni szkieletowych, zdegradowanych brakiem ruchu.

Organ nieużywany zanika, a zapuszczony kręgosłup po prostu się rozpada.


Trening Minimalny to sposób na to, żeby nie złożyć swojego zdrowia na ołtarzu postępu.

A raczej żeby nie spocząć bezczynnie na śmietniku historii.

W dorosłym życiu ciągle pojawiają się sprawy, które – choć nie mamy ani ambicji, ani potrzeby stawać się w nich ekspertami – z wielu względów ogarniać je musimy.


Nie każdy ma trawnik przed domem.

A skoro o trawniku mowa, to: sianie, nawożenie, nawadnianie, koszenie, odchwaszczanie…

Przynajmniej kilka dniówek roboczych w roku spędzanych na zabawie w rolnika.


Od lat odnoszę nieodparte wrażenie, że znakomita większość właścicieli domków jednorodzinnych więcej czasu poświęca dbaniu o zieleń niż o własną kondycję.

To cholernie słabe, ale prawdziwe.


O wejściu w rolę rodzica chyba nie muszę wspominać.

Wymaga ogromnych nakładów, wywraca do góry nogami całe bezdzietne życie i… stanowi doskonałe usprawiedliwienie porażek i zaniedbań na każdym innym polu.

Szczególnie zdrowotnym.


Nie ma bardziej podstawowej kwestii niż utrzymywanie ciała w przyzwoitym stanie.

Nie idealnym.

Przyzwoitym.


Żeby nie łapać zadyszki na schodach.

Żeby nie zmieniać rozmiaru garderoby.

Żeby miło było spojrzeć.


Jakakolwiek przyzwoitość jest lepsza niż żadna.


Nikt nie wymaga od Ciebie bycia sportowcem.

Wręcz przeciwnie – nie łudź się, że kiedykolwiek sportowcem zostaniesz.


Czas biegnie, a farmaceutyki nie zastąpią ruchu.

Nie zostawiaj dbania o formę na szarym końcu spraw do załatwienia.


Wypracuj i systematycznie realizuj własny plan minimum:


TRENING MINIMALNY.

Trening Minimalny nie jest efektem kursów, studiów, pracy dyplomowej czy habilitacji.

W pewnym sensie zrobił się sam.

 

Zaczęło się nietypowo.

Jakieś pięć lat temu – rok po tym, jak doprowadziłem swoją kondycję do obecnego stanu – zacząłem słyszeć słowa uznania dla mojej sylwetki i systemu ćwiczenia.

Od różnych osób. Od małolatów po emerytów. Zwykle od facetów.

Z pewnością przyczyniła się do tego moja natura, zgodnie z którą nie umiem przejść obojętnie obok człowieka, któremu dzieje się lub może stać się krzywda.

 

Niestety – nagminną praktyką instruktorów w siłowniach jest skupianie się na sprawności sprzętu i układaniu ciężarów na stojakach zamiast na trenujących.

Wielokrotnie celowo kaleczyłem technikę wykonywania ćwiczeń, żeby poddać próbie spostrzegawczość personelu.

Przypadki interwencji instruktorów da się policzyć na palcach jednej ręki emerytowanego stolarza…

Wiele razy zdarzało mi się podpowiadać znajomym i nieznajomym z siłowni jak wykonywać ćwiczenia. W takich sytuacjach zwykle dochodziło do wymiany kilku zdań i… pozytywnych uwag na temat mojej sylwetki.

 

Odpowiedź na pytanie o częstotliwość treningów („Dwa razy w tygodniu…”) zawsze skutkowała zdziwieniem i serią kolejnych pytań.

 

Nie mam urody modela, dlatego przyjmowaniu komplementów zawsze towarzyszył zdrowy dystans.

Jeśli jednak coś zaczęło się powtarzać, to należało się nad tym przynajmniej trochę zastanowić.

Efekty tego zastanawiania zacząłem rozkładać na drobne, spisywać, porządkować i… w końcu (wszystko) nazwać.

 

Tak urodził się Trening Minimalny.

Tytułowe sformułowanie jest od lat moim wiernym przyjacielem.

Skąd się wzięło?

Z umiejętności obserwacji i z zamiłowania do łączenia faktów.

Z lektur na temat sprzedaży, budowania relacji, psychologii i szeroko rozumianego samorozwoju.


Życie jest proste.

Nie wymaga dyplomów ani tytułów naukowych.


W większości codziennych spraw posługujemy się uproszczeniami i minimalnym poziomem wiedzy, żeby coś ogarnąć.

Wiele bardzo podstawowych prawidłowości w życiu po prostu działa.

Bez konieczności ubierania ich w naukowe lub, co gorsza, pseudonaukowe teorie.


Trening Minimalny zdejmuje z branży zdrowotno-fitnessowej całą nadzwyczajną nadbudowę.

Celem Treningu Minimalnego jest ośmielić zwykłych ludzi do zadbania o siebie.


Nie musisz mieć grubego portfela, żeby poprawić sylwetkę.

Nie potrzebujesz trenera personalnego, żeby zbudować formę.


Niczego nie musisz.

Masz po prostu chcieć.


Wtedy ze sobą możesz zrobić wszystko.

Nie jestem sportowcem ani nawet trenerem personalnym.

Jestem praktykiem z ponad dwudziestoletnim stażem w świadomym dbaniu o kondycję fizyczną.


Ogólniak na prowincji.

Akademia wojskowa w stolicy.

Ponad 20 lat za różnymi biurkami.


Żeby dostać się do akademii, trzeba było zrobić formę.

Żeby skończyć akademię, formę trzeba było trzymać.

Żeby służyć ojczyźnie, wystarczyło co jakiś czas o formie sobie przypomnieć.

W korporacji o formie wypada rozmawiać, regularnie opłacać pakiet sportowy i… nie robić nic.


Półki z prasą uginają się pod ciężarem kolorowych magazynów, których okładki zdobią profesjonalnie wyfotoszopowane sześciopaki.

Kto jest na tych okładkach?

Sportowcy, aktorzy, celebryci.

Jak by na to nie spojrzeć – ludzie, którzy pracują (a przynajmniej zarabiają) ciałem.

Ludzie, którym rynek płaci za utrzymanie ciała w ponadprzeciętnej formie.


Z rozmów z twarzami z okładek płynie zwykle komunikat: „To nic takiego… Siłownia i trening to mój warsztat pracy…”.

Albo: „Nie jest lekko, ale (jakoś) daję radę…”.


Za każdym z tych komentarzy stoi zazwyczaj kilka osób.

Dietetyk, trener personalny, fizjoterapeuta, ze specjalistą od PR-u włącznie.


Ile ma to wspólnego z sytuacją zwykłego czytelnika?

Niewiele.

A w zasadzie nic.

Z filmów porno trudno czerpać wartościową wiedzę o intymności.

Podobnie jest z dbaniem o formę.


Zapraszam do mojego świata.


Treningu dostosowanego do współczesnego trybu życia.

Treningu sterowanego zdrowym rozsądkiem.

Treningu nastawionego na uzyskanie maksymalnych efektów możliwie niewysokim kosztem.


Witam w świecie Treningu Minimalnego.

Mieszankę.

Nie wybuchową.

Nie rewolucyjną.

Mieszankę na miarę obecnych czasów, czyli produkt typu smart.


Wiedzę i wskazówki treningowe z 20 lat dbania i (być może przede wszystkim) niedbania o kondycję.

Nie eksperta.

Zwykłego człowieka robiącego coś z pasją.

I ze zrozumieniem.

Praktyka, który nie spędza na siłowni każdej wolnej chwili.


Nie przeczytasz, że dzięki moim radom endorfiny wyskoczą ci uszami i zbudujesz kondycję olimpijczyka.


Przeciwnie.


Dowiesz się, jak możliwie najmniejszymi nakładami osiągnąć nie maksymalne, ale doskonale zauważalne – i trwałe! – efekty.


Nie tworzę sztucznych reguł, zasad typu „pięć pe”, „dziesięć wu”, „siedem ka”.

Tu nie ma wiedzy objawionej.


Dzielę się najbardziej zdroworozsądkowym, otwartym podejściem, które jest skuteczne.


Dzielę się podejściem, które działa.

Nie przez przypadek największym zainteresowaniem wśród lektur szkolnych cieszą się streszczenia. Chociaż nauczyciele cisną, żeby czytać wszystko od deski do deski, wystarczy opracowanie, żeby pozytywnie zaliczyć nawet poważny egzamin.


Podobnie jest ze zdrowym stylem życia.

Publikacje branżowe skupiają się na maksymalnie szerokim, wszechstronnym traktowaniu tematu.

Zróżnicowane diety, systemy treningowe, nowe dyscypliny sportu…

Można oszaleć.


Jak wybrać coś dla siebie…?

Trening Minimalny – jak sama nazwa wskazuje – to podstawa podstaw.

Fundament samodzielnego dbania o formę.


Trening Minimalny można modyfikować i rozwijać na tysiące sposobów,
ale zredukować go po prostu się nie da.


Trening Minimalny to nie jest biblia sportowca.

Trening Minimalny to dekalog zdrowego trybu życia zwykłego człowieka.

Moja przygoda z siłownią zaczęła się w średniej szkole.

Miałem 16 lat i o karnecie do klubu mogłem co najwyżej pomarzyć.

Na rodzinnym zadupiu nie było żadnej siłowni.

A nawet gdyby była, to i tak nie znalazłbym sposobu, żeby namówić rodziców na płacenie za pakernię.

Budynek gospodarczy na podwórzu u kolegi, ciężary z ołowianego złomu odlane w garnkach, ławeczka z deski i kawałka wykładziny, obowiązkowo plakaty Arnolda na ścianach…

Tak to się wszystko zaczęło (Tomek, jeszcze raz dziękuję!).


Od tamtego czasu przechodziłem różne okresy.

Budowanie masy.

Robienie rzeźby.

Odchudzanie.

Rozwijanie siły.

Siłownia jako uzupełnienie treningu sztuk walki.


Z suplementacją.

Bez suplementacji.

Z dietą.

Bez diety.


Bywały okresy niezwykle intensywnych treningów, ale zdarzały się też beznadziejnie długie przerwy.

Dominowała ogólna nieregularność.


Z siłownią zaprzyjaźniłem się na dobre wtedy, kiedy po raz pierwszy zawziąłem się, żeby zgubić kilkanaście kilogramów, z którymi zwyczajnie źle się czułem.

Po raz pierwszy podjąłem trening wyłącznie dla poprawienia samopoczucia.

Zacząłem trenować nie po coś, ale dla samego siebie.


W Treningu Minimalnym najwyżej cenię poczucie kontroli nad najważniejszym z zasobów – własnym ciałem.

Poświęcanie się wyłącznie ciału to zdecydowana przesada, ale brak dbania o ciało to poważny życiowy błąd.


Tym bardziej, że istotą Treningu Minimalnego nie jest wyłącznie ciało.

Chodzi o samoświadomość i samokontrolę, które prowadzą do wypracowania mechanizmów przydatnych na znacznie szerszym polu niż zmagania z własną fizycznością.


Początki będą trudne, ale kiedy zobaczysz efekty… wystarczy nie zaprzepaścić świetnie wykonanej roboty.

I o to właśnie chodzi – o praktykę na co dzień.

Rób swoje i nie odpuszczaj.

Już widzę rozpacz na twarzach intelektualistów czytających tytuł tego rozdziału i… bynajmniej nie czuję zażenowania.

Zanim wyjaśnię, proponuję wyobrazić sobie poziom rozważań intelektualnych i wypowiedzi wszystkich potencjalnie zrozpaczonych w dniu ataku rwy kulszowej lub zauważenia objawów stanu przedzawałowego…


Żyjemy w erze informacji.

W czasach, w których zdolności intelektualne decydują o naszym społecznym być albo nie być (a raczej mieć więcej czy mniej).

Fizyczność zatraca swój praktyczny wymiar.

O przetrwaniu decyduje dziś wyporność karty kredytowej, nie zdolność upolowania sarny czy pokonania niedźwiedzia.


Rozpędzeni w procesie zdobywania kolejnych kompetencji, tytułów naukowych, certyfikatów, dbanie o ciało lokujemy w sferze wypoczynku i rekreacji, czyli… nigdzie.

Tak jak pracę i codzienne obowiązki potrafimy zaplanować z dokładnością do pojedynczych godzin, tak czas wolny pozostaje jednym wielkim spontanem.

Spontanem, w którym gdzieś tam od czasu do czasu pojawia się aktywność fizyczna.


Niestety – świadomość wyższości (a raczej pierwszeństwa fizyczności przed rozumem) uzyskujemy zwykle dopiero wtedy, kiedy ciało z jakiegoś powodu wysiądzie.


Mówiąc najprościej: warto dodać dbanie o organizm dodaj do listy codziennych obowiązków, zanim ciało samo wyznaczy pokutę za grzech zaniedbania.

Na nic najlepsze tytuły i certyfikaty, kiedy fizyczność odmówi współpracy.

Zmagania z własną fizycznością to najbardziej bezkompromisowe z wyzwań, z którym człowiek można się zmierzyć.


Cokolwiek robisz, wszystko zależy tylko od ciebie.

Czynniki zewnętrzne oczywiście istnieją, ale to ty decydujesz o wszystkim.


Nieprzygotowane jedzenie, odpuszczony trening, zarwana noc…

Nie ma innej osoby odpowiedzialnej poza samym sobą.

Kiedyś świat był znacznie bardziej fizyczny.

Większość ludzi pracowała dosłownie własnymi rękami, wykonując mniej lub bardziej męczące zajęcia.

Zajęcia, które w naturalny sposób wymuszały dobrą kondycję fizyczną.

Najbardziej zaskakujące jest to, że wspomniane „kiedyś” oznacza niewiele więcej niż 50 lat temu.


Od czasu rewolucji komputerowej, czyli przez ostatnie dwie – trzy dekady, utknęliśmy za biurkami na dobre.

Nie ruszamy się.


Kiedyś główną przyczyną wizyt u ortopedy lub kręgarza było przeciążenie związane z nadmiernym wysiłkiem.

Dziś większość dolegliwości fizycznych wynika ze skrajnego osłabienia mięśni szkieletowych, zdegradowanych brakiem ruchu.

Organ nieużywany zanika, a zapuszczony kręgosłup po prostu się rozpada.


Trening Minimalny to sposób na to, żeby nie złożyć swojego zdrowia na ołtarzu postępu.

A raczej żeby nie spocząć bezczynnie na śmietniku historii.

Czy Trening Minimalny jest dla każdego?

W zasadzie tak.

A na pewno jest dla każdego, kto większość czasu spędza w pozycji siedzącej.


Trudno oczekiwać, żeby po ośmiu czy dziesięciu godzinach harówki fizycznej budowlaniec szedł do siłowni przerzucić kolejnych parę ton ciężarów.

Ale bardzo dobrze wiem, że sto procent osób pracujących za biurkiem potrzebuje ruchu, żeby w wieku 40 lat nie mieć postury i dolegliwości typowych dla emeryta.


A statystycznie żyjemy przecież coraz dłużej…


To, co istotne: w Treningu Minimalnym nie chodzi o kopiowanie jeden do jednego mojego podejścia.

Chodzi o zastosowanie na własny użytek mechanizmów działających praktycznie w każdym procesie wdrażania zmiany.

Chodzi o zbudowanie wysokiej samoświadomości i zapanowanie nad samym sobą.


Trening Minimalny kręci się wokół ciała, ale zmiana ciała tak naprawdę stanowi jedynie najbardziej widoczny efekt skutecznego zapanowania nad umysłem.

Wypracowanej samokontroli.


W każdej dziedzinie można szukać szukać usprawiedliwienia dla porażki w otoczeniu zewnętrznym.

W konfrontacji z własnym organizmem – z wyjątkiem sytuacji chorobowych – nie ma zmiłuj.

To ty decydujesz o wszystkim.


Zmień ciało, a zmienisz życie.

Wszystko zależy od ciebie.

W dorosłym życiu ciągle pojawiają się sprawy, które – choć nie mamy ani ambicji, ani potrzeby stawać się w nich ekspertami – z wielu względów ogarniać je musimy.


Nie każdy ma trawnik przed domem.

A skoro o trawniku mowa, to: sianie, nawożenie, nawadnianie, koszenie, odchwaszczanie…

Przynajmniej kilka dniówek roboczych w roku spędzanych na zabawie w rolnika.


Od lat odnoszę nieodparte wrażenie, że znakomita większość właścicieli domków jednorodzinnych więcej czasu poświęca dbaniu o zieleń niż o własną kondycję.

To cholernie słabe, ale prawdziwe.


O wejściu w rolę rodzica chyba nie muszę wspominać.

Wymaga ogromnych nakładów, wywraca do góry nogami całe bezdzietne życie i… stanowi doskonałe usprawiedliwienie porażek i zaniedbań na każdym innym polu.

Szczególnie zdrowotnym.


Nie ma bardziej podstawowej kwestii niż utrzymywanie ciała w przyzwoitym stanie.

Nie idealnym.

Przyzwoitym.


Żeby nie łapać zadyszki na schodach.

Żeby nie zmieniać rozmiaru garderoby.

Żeby miło było spojrzeć.


Jakakolwiek przyzwoitość jest lepsza niż żadna.


Nikt nie wymaga od Ciebie bycia sportowcem.

Wręcz przeciwnie – nie łudź się, że kiedykolwiek sportowcem zostaniesz.


Czas biegnie, a farmaceutyki nie zastąpią ruchu.

Nie zostawiaj dbania o formę na szarym końcu spraw do załatwienia.


Wypracuj i systematycznie realizuj własny plan minimum:


TRENING MINIMALNY.

Trening Minimalny nie jest spektakularny.

Spektakularne są jego efekty w czasie.

Trening Minimalny nie jest spektakularny.

Spektakularne są jego efekty w czasie.

Treść

A dokładnie spis treści

2.1. Kolejność ma znaczenie

2.2. Głowa

2.3. Żołądek

2.4. Mięśnie

2.5. Reset

2.6. Cała reszta

4.1. Każdy jest na diecie

4.2. Spiesz się powoli

4.3. Trzy posiłki dziennie, codziennie

4.4. Jedz mniej

4.5. Prościej znaczy lepiej

4.6. Mniej wypełniaczy

4.7. Zbędna różnorodność

4.8. Nawyk czytania

4.9. Liczenie kalorii

4.10. Zdrowo nie znaczy drogo

4.11. Przejmij odpowiedzialność

4.12. Po prostu gotuj

4.13. Ważenie

4.14. Jedz prosto, czyli po sto

4.15. Własny styl

6.1. Dzień Świni

6.2. Czas między posiłkami

6.3. Sen

6.4. Czas między treningami

6.5. Weekend to weekend

6.6. Planowane i nieplanowane przerwy

3.1. Trenuj (z) głową

3.2. Nie ma kryteriów obiektywnych

3.3. Nie zostaniesz sportowcem

3.4. Przedsiębiorcze lenistwo

3.5. Dyskomfort zmiany

3.6. Małe kroki

3.7. Samotność

3.8. Monotonia

3.9. Brak ambicji

3.10. Brak drogi na skróty

3.11. (Samo)kontrola

3.12. Zmiana na autopilocie

3.13. Cichy bohater

5.1. Ciało – Twój uniform

5.2. Sylwetka atrakcyjna, nie idealna

5.3. Z ciałem też spiesz się powoli

5.4. Trening to nie rekreacja

5.5. Dwa razy w tygodniu

5.6. Prościej znaczy lepiej

5.7. Dlaczego siłownia?

5.8. Czy siłownię można lubić?

5.9. Siłowniowy elementarz

5.10. Podstawy mechaniki

5.11. Minimalny atlas ćwiczeń

5.12. Czas to pieniądz

5.13. Zacznij od aerobów

5.14. Godzina ćwiczeń plus szatnia i aeroby

5.15. Ćwiczenia przeciwstawne

5.16. Od pasa w górę, mniej w dół

5.17. Brzuch rządzi

5.18. Odpuść sześciopak

5.19.(Na) czym ćwiczyć?

5.20. Które ćwiczenia są dla mnie?

5.21. Gadaj, pytaj, dotykaj

5.22. Lustro – twój przyjaciel

5.23. Najważniejszy sprzęt treningowy

7.1. Pułapka profesjonalizmu

7.2. Pułapka towarzystwa

7.3. Pułapka pudełek

7.4. Pułapka wspomagaczy

7.5. Pułapka rocznej umowy z klubem

7.6. Pułapka karnetu typu open

7.7. Pułapka domowej siłowni

7.8. Strojenie

7.9. Gadżety

7.10. Muzyka

2.1. Kolejność ma znaczenie

2.2. Głowa

2.3. Żołądek

2.4. Mięśnie

2.5. Reset

2.6. Cała reszta

3.1. Trenuj (z) głową

3.2. Nie ma kryteriów obiektywnych

3.3. Nie zostaniesz sportowcem

3.4. Przedsiębiorcze lenistwo

3.5. Dyskomfort zmiany

3.6. Małe kroki

3.7. Samotność

3.8. Monotonia

3.9. Brak ambicji

3.10. Brak drogi na skróty

3.11. (Samo)kontrola

3.12. Zmiana na autopilocie

3.13. Cichy bohater

4.1. Każdy jest na diecie

4.2. Spiesz się powoli

4.3. Trzy posiłki dziennie, codziennie

4.4. Jedz mniej

4.5. Prościej znaczy lepiej

4.6. Mniej wypełniaczy

4.7. Zbędna różnorodność

4.8. Nawyk czytania

4.9. Liczenie kalorii

4.10. Zdrowo nie znaczy drogo

4.11. Przejmij odpowiedzialność

4.12. Po prostu gotuj

4.13. Ważenie

4.14. Jedz prosto, czyli po sto

4.15. Własny styl

5.1. Ciało – Twój uniform

5.2. Sylwetka atrakcyjna, nie idealna

5.3. Z ciałem też spiesz się powoli

5.4. Trening to nie rekreacja

5.5. Dwa razy w tygodniu

5.6. Prościej znaczy lepiej

5.7. Dlaczego siłownia?

5.8. Czy siłownię można lubić?

5.9. Siłowniowy elementarz

5.10. Podstawy mechaniki

5.11. Minimalny atlas ćwiczeń

5.12. Czas to pieniądz

5.13. Zacznij od aerobów

5.14. Godzina ćwiczeń plus szatnia i aeroby

5.15. Ćwiczenia przeciwstawne

5.16. Od pasa w górę, mniej w dół

5.17. Brzuch rządzi

5.18. Odpuść sześciopak

5.19.(Na) czym ćwiczyć?

5.20. Które ćwiczenia są dla mnie?

5.21. Gadaj, pytaj, dotykaj

5.22. Lustro – twój przyjaciel

5.23. Najważniejszy sprzęt treningowy

6.1. Dzień Świni

6.2. Czas między posiłkami

6.3. Sen

6.4. Czas między treningami

6.5. Weekend to weekend

6.6. Planowane i nieplanowane przerwy

7.1. Pułapka profesjonalizmu

7.2. Pułapka towarzystwa

7.3. Pułapka pudełek

7.4. Pułapka wspomagaczy

7.5. Pułapka rocznej umowy z klubem

7.6. Pułapka karnetu typu open

7.7. Pułapka domowej siłowni

7.8. Strojenie

7.9. Gadżety

7.10. Muzyka

Nie spiesz się.
Zmieniasz się dla siebie.

Nikomu nic do tego,
w jakim tempie to robisz.

Nie spiesz się.
Zmieniasz się dla siebie.

Nikomu nic do tego,
w jakim tempie to robisz.

Forma

Nie tylko treść ma znaczenie

Niewiele rzeczy zostawiłem przypadkowi.
Jeśli cokolwiek... ツ

Nietypowy format jest po to, żeby Trening Minimalny mógł zmieścić się dosłownie wszędzie.

W torbie treningowej, aktówce, czy tylnej kieszeni dżinsów.

Bardzo krótkie wiersze świetnie współgrają z rytmem moich wypowiedzi, dzięki czemu są wygodne do czytania.

 

Grzbiet na spirali, w połączeniu z kompaktowym formatem, pozwala na czytanie z użyciem tylko jednej dłoni, a skrzydełka okładki przewidziane zostały do pełnienia funkcji niewypadających zakładek.

Czytamy przecież w przeróżnych codziennych okolicznościach.

W transporcie publicznym, w łóżku, w poczekalni, w czasie posiłku, czy w… toalecie.

 

Trening Minimalny nie służy do jednorazowego przeczytania.

Jest zbiorem zasad, które warto poznać i regularnie przyswajać, żeby skutecznie ograniczać nakłady na utrzymanie formy.

 

Poza tym, grzbieto-spirala świetnie sprawdza się jako uchwyt na długopis, cienki marker lub ołówek automatyczny.

 

Obecność czegoś do pisania ma zachęcać do zakreślania, do robienia notatek.

Do samodzielnej pracy.

 

Bo Trening Minimalny ma być jak najbardziej osobisty.

 

Nie idealny i nieskazitelny.

 

Raczej uczciwie sponiewierany.

Sensownie pomazany i solidnie pomięty.

 

Po prostu Twój. ツ

Myśląc o publikacji Treningu Minimalnego sporo czasu spaliłem nad wyborem odpowiedniej oprawy graficznej.

Naturalnym wydawało się wykorzystanie własnego wizerunku, ale… coś nie grało.

 

Przeglądanie kolejnych kondycyjno – dietetycznych poradników uświadomiło mi, że wycmokane, cukierkowe kadry z aktywności ich autorów zamiast motywacji, wzbudzają raczej jakiś rodzaj wkurzenia.

Bo ile wspólnego z rzeczywistością ma sześciopak rodem z fotoszopa, czy perfekcyjny makijaż w trakcie aerobiku?

 

Trening Minimalny nie jest przecież o mnie.

Jest o ważności kondycji fizycznej w codziennym życiu zupełnie zwykłych ludzi.

Najprostszym, sprawdzonym sposobem dbania o siebie.

 

Dzięki skromnej, a właściwie zerowej oprawie graficznej, Trening Minimalny pozostaje w całości skupiony na metodzie.

 

Zdjęcia, uważny czytelnik najlepiej żeby robił sobie na bieżąco sam. ツ

Nietypowy format jest po to, żeby Trening Minimalny mógł zmieścić się dosłownie wszędzie.

W torbie treningowej, aktówce, czy tylnej kieszeni dżinsów.

Bardzo krótkie wiersze świetnie współgrają z rytmem moich wypowiedzi, dzięki czemu są wygodne do czytania.


Grzbiet na spirali, w połączeniu z kompaktowym formatem, pozwala na czytanie z użyciem tylko jednej dłoni, a skrzydełka okładki przewidziane zostały do pełnienia funkcji niewypadających zakładek.

Czytamy przecież w przeróżnych codziennych okolicznościach.

W transporcie publicznym, w łóżku, w poczekalni, w czasie posiłku, czy w… toalecie.


Trening Minimalny nie służy do jednorazowego przeczytania.

Jest zbiorem zasad, które warto poznać i regularnie przyswajać, żeby skutecznie ograniczać nakłady na utrzymanie formy.


Poza tym, grzbieto-spirala świetnie sprawdza się jako uchwyt na długopis, cienki marker lub ołówek automatyczny.


Obecność czegoś do pisania ma zachęcać do zakreślania, do robienia notatek.

Do samodzielnej pracy.


Bo Trening Minimalny ma być jak najbardziej osobisty.


Nie idealny i nieskazitelny.


Raczej uczciwie sponiewierany.

Sensownie pomazany i solidnie pomięty.


Po prostu Twój. ツ

Myśląc o publikacji Treningu Minimalnego sporo czasu spaliłem nad wyborem odpowiedniej oprawy graficznej.

Naturalnym wydawało się wykorzystanie własnego wizerunku, ale… coś nie grało.


Przeglądanie kolejnych kondycyjno – dietetycznych poradników uświadomiło mi, że wycmokane, cukierkowe kadry z aktywności ich autorów zamiast motywacji, wzbudzają raczej jakiś rodzaj wkurzenia.

Bo ile wspólnego z rzeczywistością ma sześciopak rodem z fotoszopa, czy perfekcyjny makijaż w trakcie aerobiku?


Trening Minimalny nie jest przecież o mnie.

Jest o ważności kondycji fizycznej w codziennym życiu zupełnie zwykłych ludzi.

Najprostszym, sprawdzonym sposobem dbania o siebie.


Dzięki skromnej, a właściwie zerowej oprawie graficznej, Trening Minimalny pozostaje w całości skupiony na metodzie.


Zdjęcia, uważny czytelnik najlepiej żeby robił sobie na bieżąco sam. ツ

Armani nie wciągnie za Ciebie brzucha.

Triumph nie ujędrni Twoich pośladków.

Armani nie wciągnie za Ciebie brzucha.

Triumph nie ujędrni Twoich pośladków.

Cena

Czy 60 PLN to drogo?

Ustalenie ceny to jedna z kluczowych decyzji związanych z wydaniem książki,
do której postanowiłem podejść w nie do końca księgarski sposób.

Większość poradników na temat dbania o formę tworzona jest przez mniej lub bardziej doświadczonych trenerów personalnych. 

Ludzi, których głównym zajęciem w życiu jest… dbanie o formę.

Nie muszę tłumaczyć jak polska dusza reaguje na konfrontację z ekspertem.

Trener personalny na tle innych profesji jest jak wuefista w gronie pedagogicznym ogólniaka.

Skupiony w stu procentach na fizyczności jegomość w niepierwszej świeżości dresie, w rzeczywistości zdominowanej przez aktywności umysłowe, pozbawiony większych szans na szacunek i uznanie.

Nie jestem zrywającym się z łóżka o brzasku osobnikiem tryskającym motywacją, trenującym codziennie z uśmiechem od ucha do ucha, z kratką na brzuchu i szejkerem w dłoni.

Trening Minimalny został stworzony z myślą o ludziach spędzających większość czasu za biurkiem przez… człowieka spędzającego większość czasu za biurkiem.

Tak, moja rzeczywistość jest totalnie zabiurkowa i w tym zabiurkowym pochodzeniu widzę główną siłę przekazu.

Trening Minimalny napisany jest z pozycji potencjalnego użytkownika, nie eksperta.

Zachęca do zostania ekspertem.

Ekspertem od… samego siebie. ツ

Tytułowa cena za jedno naciśnięcie guzika KOPIUJ przez pracownika punktu ksero nikogo nie dziwi.

A przygotowanie i wydanie książki wymaga TROCHĘ większego zaangażowania.

Ułomnością pozycji powstających na zamówienie jest zachowanie tak zwanych branżowych standardów. Wydawnictwo musi zarabiać, zatem – grubsza książka – droższa książka.

Przez to pozycje traktujące nawet o prostych tematach są spuchnięte ponad miarę i większość z nich, po odciśnięciu wody, da się zredukować o więcej niż połowę.

Pracując nad Treningiem Minimalnym nie robiłem żadnych odgórnych założeń.

Nie miałem nawet tytułu.

Notowałem i dopiero po jakimś czasie zacząłem nadawać bardziej uporządkowaną formę, powstrzymując się od wodolejstwa i eksperckich zapędów.

Z maksymalną dbałością o prostotę i przystępny język.

Trening Minimalny warto potraktować bardziej jako konsultację niż książkę.

Skoro nikogo nie oburza wydatek na poziomie 100 – 150, a nawet 200 PLN za godzinę treningu personalnego, to gotowy przepis na utrzymanie formy za równowartość 30-minutowej sesji z wuefistą jest ofertą bardziej niż atrakcyjną.

Zamawiając Trening Minimalny inwestujesz w siebie.

A wszystkim kalkulującym wartość książek według liczby stron w przeliczeniu na złotówkę, polecam Ulissesa, Przeminęło z wiatrem lub Braci Karamazow, najlepiej z drugiej ręki.

Tysiąc stron za dwie dychy – tego przebić się nie da. ツ

Większość poradników na temat dbania o formę tworzona jest przez mniej lub bardziej doświadczonych trenerów personalnych.

Ludzi, których głównym zajęciem w życiu jest… dbanie o formę.

Nie muszę tłumaczyć jak polska dusza reaguje na konfrontację z ekspertem.

Trener personalny na tle innych profesji jest jak wuefista w gronie pedagogicznym ogólniaka.

Skupiony w stu procentach na fizyczności jegomość w niepierwszej świeżości dresie, w rzeczywistości zdominowanej przez aktywności umysłowe, pozbawiony większych szans na szacunek i uznanie.

Nie jestem zrywającym się z łóżka o brzasku osobnikiem tryskającym motywacją, trenującym codziennie z uśmiechem od ucha do ucha, z kratką na brzuchu i szejkerem w dłoni.

Trening Minimalny został stworzony z myślą o ludziach spędzających większość czasu za biurkiem przez… człowieka spędzającego większość czasu za biurkiem.

Tak, moja rzeczywistość jest totalnie zabiurkowa i w tym zabiurkowym pochodzeniu widzę główną siłę przekazu.

Trening Minimalny napisany jest z pozycji potencjalnego użytkownika, nie eksperta.

Zachęca do zostania ekspertem.

Ekspertem od… samego siebie. ツ

Tytułowa cena za jedno naciśnięcie guzika KOPIUJ przez pracownika punktu ksero nikogo nie dziwi.

A przygotowanie i wydanie książki wymaga TROCHĘ większego zaangażowania.

Ułomnością pozycji powstających na zamówienie jest zachowanie tak zwanych branżowych standardów. Wydawnictwo musi zarabiać, zatem – grubsza książka – droższa książka.

Przez to pozycje traktujące nawet o prostych tematach są spuchnięte ponad miarę i większość z nich, po odciśnięciu wody, da się zredukować o więcej niż połowę.

Pracując nad Treningiem Minimalnym nie robiłem żadnych odgórnych założeń.

Nie miałem nawet tytułu.

Notowałem i dopiero po jakimś czasie zacząłem nadawać bardziej uporządkowaną formę, powstrzymując się od wodolejstwa i eksperckich zapędów.

Z maksymalną dbałością o prostotę i przystępny język.

Trening Minimalny warto potraktować bardziej jako konsultację niż książkę.

Skoro nikogo nie oburza wydatek na poziomie 100 – 150, a nawet 200 PLN za godzinę treningu personalnego, to gotowy przepis na utrzymanie formy za równowartość 30-minutowej sesji z wuefistą jest ofertą bardziej niż atrakcyjną.

Zamawiając Trening Minimalny inwestujesz w siebie.

A wszystkim kalkulującym wartość książek według liczby stron w przeliczeniu na złotówkę, polecam Ulissesa, Przeminęło z wiatrem lub Braci Karamazow, najlepiej z drugiej ręki.

Tysiąc stron za dwie dychy – tego przebić się nie da. ツ

Trening Minimalny to Twój plan minimum.

Plan, który zawsze zadziała.

Trening Minimalny to Twój plan minimum.

Plan, który zawsze zadziała.

Autor

Paweł Adler

Nieszablonowy inżynier nowych technologii.

Popularyzator zdrowego stylu życia, prostoty i rozsądnego minimalizmu.

Trener rozwoju osobistego, a raczej specjalista od pozytywnego rycia ludziom bani.

Miłośnik ciężkiej dwukołowej motoryzacji i Stanów Zjednoczonych.

Autor bloga
Nieszablonowy inżynier nowych technologii.

Popularyzator zdrowego stylu życia, prostoty i rozsądnego minimalizmu.

Trener rozwoju osobistego, a raczej specjalista od pozytywnego rycia ludziom bani.

Miłośnik ciężkiej dwukołowej motoryzacji i Stanów Zjednoczonych.

Autor bloga